Ta strona używa plików Cookie. Korzystając z tej strony zgadzasz się na umieszczenie tych plików na twoim urządzeniu
Język polskiJęzyk polski
pin ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków
clock

Sekretariat czynny:
9:00 -12:00 | 14:00 -17:30 | 18:00 -19:00

pinclockphonemailmail

ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków

Sekretariat: 9:00 -12:00 | 14:30 -17:30 | 18:00 -19:00

Strona główna

 

up-arrow
29.11.2009

Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe...

Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe...
homilia w I Niedzielę Adwentu 2009 - na zakończenie sesji formacyjnej
Jr 33,14-16; 1 Tes 3,12-4,2; Lk 21,25-28.34-36.

Kiedy sięgam po fragment Ewangelii przeznaczony na I Niedzielę Adwentu 2009 roku, kiedy zaczynam ją czytać… zauważam, że moje oczy wciąż biegną ku zdaniu: „uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych…”. I choć próbuję czytać ten fragment Ewangelii, który dziś Kościół dla mnie wybiera od początku, wciąż moja myśl ucieka ku przytoczonemu zdaniu. Do tego zdania jeszcze wrócimy. 

Usiłuję po raz kolejny czytać od początku i zauważam, że towarzyszy mi lęk. Kiedy czytam o znakach i wydarzeniach, jakie poprzedzać będą czy towarzyszyć powtórnemu przyjściu Syna Człowieczego, odczuwam lęk. I nijak się ma to moje uczucie do słów Jezusa: „A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”. Moja uczucia są odmienne, zupełnie inne od postawy, do której zachęca Jezus. Ba, kiedy sięgam do pierwszego czytania i do pierwszego zdania fragmentu Księgi Proroka Jeremiasza słyszę: „Oto nadchodzą dni, kiedy wypełnię pomyślną zapowiedź, jaką obwieściłem domowi izraelskiemu i domowi judzkiemu. W owych dniach i w owym czasie wzbudzę Dawidowi potomka sprawiedliwego…” . Mój lęk i zachęta Jezusa „nabierzcie ducha i podnieście głowy…”. Mój lęk i obietnica Boga przekazana przez Jeremiasza „wypełnię pomyślną zapowiedź…”. Mój lęk i zachęta do ufności, jaką słyszę. I jeszcze słowa psalmu responsoryjnego, które wspólnie wyśpiewaliśmy przed chwilą: „ku Tobie, Panie, wznoszę moją duszę”. Moi drodzy! Jezus najlepiej wie, jakie uczucia mogą mi towarzyszyć, kiedy On zwraca się do mnie ze swoim Słowem. Jezus mnie nie straszy, ale świadomy lęku, jaki wzbudzać mogą czy wzbudzają we mnie zapowiadane znaki i wydarzenia, pomaga mi nazwać mój stan i uczy innego spojrzenia. Bóg mnie nie straszy, ale świadom lęków czy obaw, które towarzyszą osobom przez Niego wzywanym do szczególnych zadań, swoim posłańcom każe mówić na początku „nie bój się” (np. do Maryi w Nazarecie) czy „nie lękaj się ich” (do Jeremiasza), itp.

„Co mam czynić, Panie, aby osiągnąć życie wieczne?” – pyta Jezusa człowiek, któremu oto towarzyszyliśmy w tych dniach modląc się słowami z Ewangelii według św. Marka - Mk 10, 17-22. Od piątku do dzisiaj, do niedzieli, przeszliśmy razem z tym bogatym człowiekiem drogę od „przybiegł” do „odszedł zasmucony…”. Pesymistyczny finał tak obiecującego spotkania. Możemy pytać: skąd ten smutek? dlaczego odszedł? dlaczego nie pozostał? Jeśli sięgniemy do następnego fragmentu Markowej Ewangelii chwilę po odejściu bogatego człowieka Jezus powie do uczniów: „Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego”, a zdziwionym powtórzy dobitnie i obrazowo: „Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego”. Wtedy uczniowie dziwiąc się jeszcze bardziej będą pytać: „Kto więc może się zbawić?”, a w rozmowie z uczniami Jezus ujawni Boże i ludzkie spojrzenie na relację między bogactwem i możliwością wejścia do Królestwa Bożego. Jakiej odpowiedzi na pytanie: „czy bogaty może osiągnąć życie wieczne?” udzielają człowiek i Bóg. Perspektywa ludzka: „[u ludzi] to niemożliwe”. Perspektywa Boża: „u Boga wszystko jest możliwe”. Jezus łączy niejako te dwie perspektywy, kiedy mówi „trudno bogatym wejść do królestwa Bożego”.

Człowiek dzisiejszy, często (na skutek różnych uwarunkowań czy okoliczności) funkcjonujący wedle programu „zrób to sam” (w wersji męskie) lub „Zosia-samosia” (w wersji żeńskiej), może być kuszony w bardzo subtelny sposób: „kochanie, nigdy ci się to nie uda!”. Oto pułapka zastawiana przez Złego na ludzi odkrywających w sobie mniejsze czy większe pragnienia oraz mniejsze czy większe opory tym pragnieniom towarzyszące. Bogaty człowiek z Ewangelii odkrył w sobie pragnienia, ale zobaczył również opór w sobie, przeraził się, że „teraz nie może”, że „teraz nie potrafi”, rozczarował się sobą i odszedł. Dotąd życiu sporo mu wychodziło, miał się czym pochwalić, teraz stanął wobec czegoś, co go przerastało, i odszedł smutny. W jego mniemaniu życie wieczne i życie z Jezusem było dla nieskazitelnych-doskonałych. W jego mniemaniu tacy jak on – „wybrakowani”, ludzie dalecy od ideału – nie nadają się do królestwa, nie nadają się na towarzyszy Jezusa. Nie on pierwszy i nie on ostatni tak się zachowywał. Piotr Apostoł też kiedyś prosił Jezusa: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”, gdy tymczasem trzeba było prosić „zostań przy mnie, zostań ze mną, Panie, bom grzeszny”.

Wydaje się, że błąd owego bogatego człowieka polegał na tym, że nie pozostał ze swoim oporem i smutkiem przy Jezusie. Pozostając mógłby usłyszeć, że osiągnięcie tego, czego pragnie, jest trudne, ale nie niemożliwe. On liczący tylko na własne siły, mógłby usłyszeć Dobrą Nowinę, że u Boga wszystko jest możliwe, że Bóg jest w stanie doprowadzić do końca to, czego on sam teraz nie potrafi sfinalizować. Ale on ciągle liczył tylko na siebie. Gotów był wiele zdziałać dla osiągnięcia swego celu, ale przeliczył się ze swymi siłami. Jego wzrok był utkwiony w dobrach – wielu dobrach. Gdy tymczasem trzeba było wpatrzeć się w Dobrego – jedynego, który jest Dobry. Odrywać wzrok od wielu pięknych pereł i przenosić go na tę jedną najpiękniejszą. Pozwolić się pociągnąć przez Jej blask. Pytajmy dziś siebie raz jeszcze o swoje doświadczenie dobroci Jezusa-Boga! Pytajmy o to, co mnie fascynuje w Jezusie? Co mnie w Nim pociąga? Jak narastało i narasta moje poznanie dobroci Jezusa? Trzeba nam uświadomić sobie, że jakieś błyskotki przyciągają nasze spojrzenie i wbijać wzrok w prawdziwe światło. Smutno nam zostawić błyskotki (jakieś tam perełki), bo nie zachwyciliśmy się prawdziwym światłem (Słońcem). Pytajmy o to, co obciąż, a nawet uzależnia nasze serce, że nie jest ono zdolne do radykalnego pójścia za Jezusem, bycia z Jezusem.

Przeszliśmy z owym bogatym człowiekiem drogę od „przybiegł” do „odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości”. I słyszymy dziś w Ewangelii: „Uważajcie zaś na siebie, coby nie ociężałe stały się wasze serca w rauszu i pijaństwie i troskach doczesnych, i nastałby na was nagły dzień ów jak pułapka” (Łk 21, 34). Na początku okresu Adwentu jestesmy zaproszeni, by uświadomić sobie przywiązania naszego serca. Chcemy sobie uświadomić to, co może czynić ociężałym nasze serce, nasze lęki czy opory, towarzyszące naszym mniejszym czy większym pragnieniom. Właśnie dziś, gdy rozpoczynamy czas Adwentu i odkrywamy w sobie pragnienia, które chcemy przełożyć na konkretne postanowienia, chcemy sobie uświadomić również to, co może czynić ociężałym nasze serce, to co może uzależniać nasze serce. Ale chcemy również z ufnością wpatrzyć się w Jezusa. Nie chcemy przemilczeć, nie chcemy nie zauważać ociążałości naszego serca. Jezus nazywa nam prawdę naszego serca, ale chce nas zaprosić do kontemplacji Swojego Najświętszego Serca. Kontemplujmy więc Serce Jezusa – wzór serca wolnego, by służyć. Kontemplujmy więc dziś Serce Maryi – szczególnej patronki adwentowego czuwania - wzór serca wolnego, by służyć.

Kard. Stefan Wyszyński w „Zapiskach więziennych” zanotował w dniu 24 marca 1954 r.: „Spotkanie Serc… Przełomowe to zdarzenie miało miejsce w Nazarecie, gdy Maryja wyrzekła: ‘Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego’. Serce Wieczyste spoczęło pod Sercem Niepokalanym, przeczystym. Bóg przyniósł swoje Serce, Bóg doznał serca. Serce Boże ogarnęło serce człowieka, człowiek otworzył serce swoje i przyjął Boga. Serce serc jest głębiną nawet dla serca Łaski pełnej. Współżycie dwojga serc: Stwórcy i stworzenia. Bóg – szczepem, człowiek – latoroślą. Ale jest tu stosunek szczególny: Serce Jezusa, czerpiące z Serca Słowa, przekazuje bezpośrednio głębie miłości, wzięte z Istoty Bóstwa – człowiekowi. Ale to Serce Człowieka, związane z życiem Maryi, odżywia się Jej krwią. Serce Maryi pracuje dla Serca Jezusa. To Serce Maryi, tak niezwykłe, ubogacone, przynosi Sercu Jezusa to wszystko, co Niepokalana Matka może wziąć z miłości najczystsze, by dać swemu Dziecięciu. Jak podobiznę Matki najwierniej spostrzegamy w obliczu dziecka, tak w Jezusie widzimy właściwości duchowe Serca Jego Matki. Jakże Maryja była zawsze gotowa i rychła do każdej posługi: odpowiedź dana aniołowi, nawiedzenie Elżbiety, Kana, Kalwaria – wszystko to zadziwia szybkością decyzji i pośpiechem w niesieniu pomocy i służby. Tak mówi Chrystus: ‘Przyjdę i uzdrowię go’. Młodzieniec z Naim, Łazarz, Zacheusz, świekra Piotrowa, córka Jaira, ślepiec z Jerycho, człowiek z uschłą ręką – to rysy gotowości Chrystusowej na posługę ludzką. Serce Maryi odbiło się w Sercu Jezusa. Odtąd te dwa Serca, ze sobą zespolone, będą na służbie człowieka, ‘co wpadł między zbójców’” (S. Wyszyński, Zapiski więzienne, Warszawa 1985, s. 59-60).

Prośmy o odkrycie tego, co nasze serca czyni ociężałymi, zniewolonymi, uzależnionymi. I kontemplujmy Serce Jezusa i Serce Maryi, by zachwycić się ich wolnością i gotowością służenia. Oby z tego zachwytu rodziło się w nas pragnienie naśladowania ich. Oby kontemplacycja Serc Jezusa i Maryi stopniowo czyniła nasze serca coraz bardziej wolnymi, gotowymi by służyć, hojnymi i ofiarnymi.

ks. Piotr