Dz 20, 28-38; Ps 68, 29-30.33-35a.35b-36bc; J 17, 11b-19
Iluż męczenników, naśladując miłość Chrystusa, poszło w Jego ślady! Od czasów św. Ignacego Antiocheńskiego, biskupa, który poniósł śmierć męczeńską w Rzymie na początku II wieku, rodziło się przekonanie, że męczeństwo jest najwierniejszą formą naśladowania Chrystusa. W Kościele pierwszych wieków męczeństwo było uważane za ideał doskonałości. Pragnienie męczeństwa było tak wielkie, że niektórzy przygotowujący się do niego z pewnym rozczarowaniem pytali czemu miało służyć to przygotowanie, skoro nie mieli możliwości zostania męczennikami. Im odpowiadał np. Orygenes, że samo w sobie przygotowanie jest równoznaczne z prawdziwym męczeństwem, że gotowość oddania życia za Chrystusa jest równoznaczna z oddaniem życia. Chrześcijanie żyli w ciągłej gotowości do podjęcia najwyższej walki. Orygenes – syn męczennika, katechisty Leonidasa – charakteryzował tamte czasy: „Wówczas byliśmy naprawdę wierni, kiedy męczeństwo pukało do drzwi odkąd narodziliśmy w Kościele; kiedy wracając z cmentarza, na którym złożyliśmy ciała męczenników, udawaliśmy się z powrotem na spotkania liturgiczne; kiedy cały Kościół pozostawał niewzruszony; kiedy katechumeni byli katechizowani wśród męczenników i śmierci chrześcijan, którzy wyznawali prawdę aż do końca, i, po przejściu tych prób, jednoczyli się bez jakiegokolwiek lęku z żywym Bogiem. Wówczas mieliśmy świadomość zadziwiających i cudownych dzieł. Wówczas wierni byli bez wątpienia nieliczni, ale byli prawdziwie wiernymi, kroczącymi wąską ścieżką prowadzącą do życia” (zob. J.A. Gomez, „Historia de la vida religiosa. vol. I: Desde los origenes hasta reforma cluniacense”, s. 127). Prześladowcy spoza wspólnoty, jak „wilki drapieżne” pustoszyli stado, które choć było małą trzódką jednak wiernie trzymało się Mistrza naśladując Jego miłość względem Ojca Niebieskiego i względem braci.
W pierwszym dzisiejszym czytaniu z Dziejów Apostolskich zatrzymuje mnie zachęta św. Pawła zwrócona do starszych: „czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was”. Te trzy lata, przez które apostoł „bez przerwy”, „nocą i dniem” (semityzm: dla Żydów dzień rozpoczynał się wieczorem), upomina (dosł. „kładzie do rozumu”) przywołują w mojej pamięci rzeczywistość nazwaną „białym męczeństwem”. To pojęcie jest czasowo późniejsze, ale zakorzenione w Biblii. Po ustaniu wielkich prześladowań Kościoła w IV wieku ideał krwawego męczeństwa zastąpiono męczeństwem bezkrwawym, za które początkowo uważano życie mnisze ze względu na stałe umartwienie i wyrzeczenie się własnej woli. Byli i tacy, którzy twierdzili, że męczeństwo bezkrwawe miało większą wartość z powodu swej długotrwałości. Warto podkreślić, jak ważne są: wytrwałość, wierność, systematyczność. Słowa Jezusa: „za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie” bez wątpienia moglibyśmy odnieść do św. Pawła. On był czuwającym-„doglądającym” Kościoła w Efezie, dniem i nocą, bez przerwy, przez trzy lata. Był zdolny do zapomnienia o sobie, do myślenia o dobru wspólnoty. Troszczył się o tę wspólnotę cenną w oczach Boga, nabytą drogocenną Krwią Chrystusa i czynił to z ogromnym zaangażowaniem: „ze łzami”. W obliczu poważnej pokusy letniości czy przeciętności, która pojawia się wówczas, gdy ustają zewnętrzne prześladowania, potrzeba we wspólnocie Kościoła ludzi o płonących miłością sercach, żarliwców, długodystansowców.
Słowa „czuwajcie, pamiętając, że przez trzy lata we dnie i w nocy nie przestawałem ze łzami upominać każdego z was” chciałbym odczytać w kontekście naszego rekolekcyjnego doświadczenia. Po pierwsze to zdanie przywołało w mojej pamięci słowa o. Michaela Casey’a z książki „Lectio divina. Sztuka świętego czytania”. Trapista z Australii stwierdza, że „trwające całe życie obcowanie ze Słowem Boga to bardziej maraton niż sprint”. Kiedy wkraczamy w doświadczenie rekolekcji potrzebujemy wytrwałości. Rekolekcyjny czas to bardziej maraton niż sprint. Trzeba nam konsekwentnie zmierzać, w swoim tempie, w drodze modlitwy. I tak jak katechumeni czasu prześladowań wychowywali się pośród męczenników, tak my potrzebujemy uczynić środowiskiem naszej formacji wspólnotę świętych męczenników i wyznawców. Pomyślmy, jakie owoce wydała w życiu Ignacego Loyoli lektura życia Chrystusa i żywotów Świętych. W „Autobiografii” czytamy: „w rzeczy samej podczas czytania Żywotu Pana naszego i Żywotów Świętych myślał nad nimi i tak rozważał sam w sobie: «Co by było, gdybym zrobił to, co św. Franciszek albo co zrobił św. Dominik?». I rozmyślał o wielu rzeczach, które wydawały mu się dobre, a zawsze miał na oku rzeczy trudne i ciężkie. A kiedy je sobie przedstawiał, wydawało mu się rzeczą łatwą wcielić je w czyn. I całe jego rozważanie sprowadzało się do tego, że sobie mówił: «Św. Dominik zrobił to, więc i ja muszę zrobić. Św. Franciszek zrobił to, więc i ja muszę to zrobić» (…) rodziło się w nim pragnienie naśladowania świętych. I nie tyle zastanawiał się nad szczegółami, ile raczej obiecywał sobie, że przy łasce Bożej dokona tego, czego oni dokonali”. W efekcie chciał podjąć umartwienia „jakich pragnie serce hojne i rozpalone miłością Bożą”.
ks. Piotr Szyrszeń SDS
---------------------------------------------------------------------
Zachęcamy do skorzystania z nagrań sesji:
oraz innych sesji, które w 2010-2011 roku odbyły się w naszym domu. Prowadzili je:Józef Augustyn SJ; Amedeo Cencini FdCC; ks. Waldemar Chrostowski; abp Bruno Forte; Innocenzo Gargano OSB Cam., Dariusz Kasprzak OFM Cap., ks. Edward Staniek, Krzysztof Wons SDS; o. Wojciech Giertych OP; ks. Stanisław Haręzga; o. Mieczysław Kożuch SJ; abp Piero Marini; Marko Ivan Rupnik SJ, Maria Campatelli, Nataša Govekar, Krzysztof Wons SDS; Wiesława Stefan, Małgorzata Kramarz, Elżbieta Łozińska; ks. Joachim Stencel SDS; ks. Jakub Szcześniak; Piotr Szyrszeń SDS (CD); Piotr Szyrszeń SDS (MP3); Piotr Ślęczka SDS i Krzysztof Wons SDS.