Ta strona używa plików Cookie. Korzystając z tej strony zgadzasz się na umieszczenie tych plików na twoim urządzeniu
Język polskiJęzyk polski
pin ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków
clock

Sekretariat czynny:
9:00 -12:00 | 14:00 -17:30 | 18:00 -19:00

pinclockphonemailmail

ul. św Jacka 16, 30-364 Kraków

Sekretariat: 9:00 -12:00 | 14:30 -17:30 | 18:00 -19:00

Strona główna

 

up-arrow
11.02.2014

Chleb Słowa Bożego w naszych pospolitych rękach!


homilia - wtorek V tygodnia zwykłego (rok II), 11 lutego 2014 r.
1 Krl 8, 22-23.27-30; Ps 84, 3-5.10-11; Mk 7, 1-13

Piękna Pani ukazała Bernadetcie Soubirous w Lourdes i przedstawiła się jej jako Niepokalane Poczęcie, a 14-letnia dziewczynka wracając do miejscowości powtarzała sobie te niezrozumiałe dla siebie słowa, żeby ich nie zapomnieć. Misterium zostało powierzone prostej dziewczynie, jej prostemu sercu i rękom. A dziś słyszymy w Ewangelii: „U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, (…). I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nieumytymi rękami”. Dla „duchownych” przybyłych z Jerozolimy problemem nie do przeskoczenia stały się „nieczyste”, czyli „nieumyte”, a dosłownie „pospolite” („koinais”) ręce uczniów Jezusa sięgające po chleb. To sformułowanie przypomina opinię biblistów, którzy twierdzą, że język Ewangelii i innych ksiąg Nowego Testamentu zbliżony jest raczej do „pospolitej”, uproszczonej czy wulgarnej greki, określanej jako „koine”, niż do literackiego języka greckiego. Ewangelia była opowiadana językiem ulicy, w którym pewno nieraz brakowało przysłowiowych „ą, ę”, a to mogło nieco irytować ówczesnych literatów lub „grammatoi”, czyli uczonych w piśmie. Jezus podał Chleb Dobrej Nowiny rybakom, czyli ludziom o nie najlepszej reputacji. A owi ludzie o „pospolitych” rękach ten chleb Dobrej Nowiny podawali dalej innym. W Dziejach Apostolskich dwaj uczniowie Jezusa, Piotr i Jan, zostaną opisani jako „nieuczeni i prości”, czyli „agrammatoi kai idiotai”, ale ludzie będą też w nich rozpoznawać uczniów Jezusa z Nazaretu. Bóg z miłości uniżył się. Słowo Boga z miłości do nas, ostatnich tej ziemi, dotknęło gruntu brudząc się, a uczeni w Piśmie, ówcześni duchowi „literaci”, tym się zgorszyli. Dla kontrastu przypomnijmy sobie słowa św. Pawła z ubiegłej niedzieli: „nie przybyłem, by błyszcząc słowem i mądrością, dawać wam świadectwo Boże. (…) mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej” (zob. 1 Kor 2, 1-5).

Dramatem jest, gdy chrześcijanin skupiałby się jedynie na tym, co zewnętrzne, czyli na formie, a nie na treści. Uczeni w Piśmie i faryzeusze, o których dziś słyszymy, wydają się skupiać na zasadach jedzenia, a nie na samym jedzeniu. Jak wielki dramat dzieje się w życiu dzisiejszych rozmówców Jezusa ujawnia zwłaszcza to Jego słowo: „Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji…”, dosłownie: „opuściliście przykazanie Boga, a trzymacie się przekazu ludzkiego…”. Jezus zarzuca swoim rozmówcom, a może i nam: „Nie trzymacie się Słowa Bożego, pełnego mocy! Opuściliście je, a trzymacie się bezsilnego, a nadto zafałszowanego przekazu ludzkiego”. Moi drodzy, opuścić pełne mocy Słowo Boga to jest dramat: to tak, jakby opuścić słonia i w podnoszeniu ciężarów zdać się na pomoc mrówki. W Ogrodzie Oliwnym uczniowie opuścili Jezusa i uciekli ulegając ludzkiej mentalności, a dziś w Ewangelii słyszymy o duchownych, którzy opuścili Słowo Boże i uciekli się do ludzkiej, a nadto błędnej tradycji. To dramat, gdy duchowny „uchyla” czy „znosi” Boże przykazania, gdy duchowny „unieważnia” przykazania Boże, gdy chrześcijanin uznaje za nieważne Słowo Boże albo nie uznaje wartości Słowa Bożego.

Jezus cytując proroka Izajasza mówi: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi” (Iz 29, 13 wg LXX). To słowo przypomniało mi napis, który znajduje się we franciszkańskim kościółku w Fontecolombo, gdzie św. Franciszek w 1223 r. napisał regułę zakonu. Tam, w chórze, czyli w miejscu wspólnej modlitwy, widnieje napis: „si cor non orat in vanum lingua laborat”, czyli: „jeśli serce się nie modli, na próżno język pracuje”. Co zrobić, żeby serce się modliło i żeby całym sercem i całym życiem czcić Boga? Trzeba słuchać Słowa Bożego i pozwolić, by ono dotykało naszego życia! Bo tak naprawdę tylko Słowo Boga może poruszyć do głębi nasze serce i przemienić nasze serce i życie! Słowo ludzkie nie potrafi dotrzeć do najgłębszych zakamarków serca, tak by je oczyścić czy zmienić. Słowo ludzkie zdolne jest gładzić powierzchnię. Pytam siebie, dlaczego w życiu faryzeuszy i uczonych w Piśmie wydarzyła się taka koncentracja na tradycji ludzkiej, na zasadach obmyć rąk…, kubków, dzbanków czy innych naczyń? Może dlatego, że te zewnętrzne operacje obmycia są po wykonalne, że zachowywanie tych zewnętrznych przepisów jest jeszcze w ich mocy. Tymczasem przemiana serca i życia wydaje się być poza zasięgiem. Żeby serce kamienne stało się sercem z ciała trzeba interwencji Boga. Żeby serce nieczyste oczyścić, trzeba interwencji Boga, co wyznał Dawid: „Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste…” (Ps 51, 12); działalność stwórcza to wyłączna kompetencja Boga. A ponieważ faryzeusze i uczeni w Piśmie, z którymi rozmawia Jezus, opuścili pełne mocy Słowo Boga, pozostało więc im tylko dbać o manicure, dbać o zewnętrzną stronę kielicha czy misy, czy swego życia, dbać o obmycia rytualne.

Jezus zwraca dziś naszą uwagę na to, że ludzki przekaz Słowa Bożego może zostać zafałszowany, dla tego potrzeba nieustannego czuwania i rozeznawania. Jezus ostrzega, że w można zamiast na Słowie Boga koncentrować się na słowie ludzkim; zamiast na czymś, co istotne, można się koncentrować na sprawach drugorzędnych. To może przydarzyć się i nam w życiu codziennym, gdy ważniejsza staje się lektura komentarzy do Pisma Św. od lektury samego Pisma Świętego albo na rekolekcjach, gdy wprowadzenia do modlitwy stają się ważniejsze od osobistego spotkania ze Słowem Bożym na modlitwie. Dramatem w życiu duchowym byłoby, gdyby ważniejsza stała się dla nas metoda modlitwy niż sama modlitwa albo tym bardziej, gdybyśmy koncentrowali się bardziej na metodzie niż na Osobie Jezusa. Bo nasze przybliżanie się do Boga nie opiera się na technice. „Prawdziwa mistyka chrześcijańska nie ma nic wspólnego z techniką: zawsze jest darem Bożym, którego otrzymujący go czuje się niegodny. (…) Miłości Boga (…) nie można otrzymać za pomocą jakiejś metody czy techniki; musimy raczej mieć wzrok utkwiony w Jezusa Chrystusa, (…) Musimy więc Bogu pozostawić decyzję co do sposobu, a jaki chce uczynić nas uczestnikami swojej miłości” (Kongregacja Nauki Wiary, List do biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej, nr 27.29). Bóg przyjdzie tak, jak to będzie dla nas najodpowiedniejsze. Czyli jak? Złoży skarb chleba Słowa Bożego w nasze „nieczyste”, „nieumyte”, „pospolite” ręce.

Piotr Szyrszeń SDS