Homilia wygłoszona przez ks. Piotra Szyrszenia SDS podczas Liturgii Wigilii Paschalnej, 26 marca 2016 r., w kościele salwatorianów pw. Boskiego Zbawiciela w Krakowie.
Iz 54, 4a.5-15 (i inne czytania ze ST); Rz 6, 3-11; Ps 118, 1-2.16-17.22-23; Łk 24, 1-12
„Nie lękaj się, Jerozolimo, bo małżonkiem twoim jest twój Stworzyciel. (…) Odkupicielem twoim - Święty Izraela, nazywają Go Bogiem całej ziemi”. Odczytany fragment Ewangelii sprowokował mnie do zatrzymania przy jednym z czytań ze Starego Testamentu, mówiącym o odmianie losu Jerozolimy. Usłyszmy imię „Jerozolimo” jako skierowane do Kościoła i do tej cząstki Kościoła, którą stanowimy, do naszej wspólnoty, choć również do każdego i każdej z nas osobiście. Kościele, Bóg jest twoim Małżonkiem! Wspólnoto zgromadzona tu, w świątyni na Zakrzówku, Bóg cię uczynił, stworzył cię i odkupił, odzyskał ci! Siostro, Bóg cię odzyskał jak Ratownik odnajduje zaginioną w górach nierozsądną turystkę, która opuściła Męża i po swojemu szukając szczęścia rzuciła się w przepaść.
Jaka jest kondycja Jerozolimy, kondycja naszej wspólnoty, każdego i każdej z nas? Prorok opisuje ją takimi słowami: „porzucona i zgnębiona na duchu”, „porzucona żona młodości” (w. 7), „nieszczęśliwa, wichrami smagana, niepocieszona” (w. 11). Umiłowani, ile wspólnot i ile kobiet - może przede wszystkim kobiet -, ale i dzieci, i mężczyzn, z dzisiejszego świata odnalazłoby się w tych określeniach: opuszczona, przygnębiona, upokorzona, odepchnięta, rzucana nawałnicami, która nie doznałaś dawniej żadnej pociechy.
I do takiej Jerozolimy, takiej wspólnoty i do takiej osoby, Bóg kieruje dziś przez proroka słowo: „na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem” (w. 7-8). Wsłuchajmy się w te słowa z uwagą dziś, gdy przeżywamy Nadzwyczajny Jubileusz Miłosierdzia. „z ogromną miłością cię przygarnę… w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem”. W tekście hebrajskim spotykamy tu dwa charakterystyczne wyrażenia na określenie miłosierdzia. Pierwsze, hebr. „rahmim”, to liczba mnoga od słowa „rehem” oznaczającego łono matki. Miłosierdzie Boga to pomnożona miłość matki! Bóg mówi, że przygarnia nas „z ogromną miłością”, czyli z pomnożoną miłością matczyną. Ta „ogromna miłość” jest darmowa, czuła i serdeczna, niczym przez dziecko nie zasłużona, wytryska niejako z wnętrza, z łona matki. I drugie określenie: hebr. „hesed”. Bóg miłuje nas „miłością wieczystą”. To miłość wierna zawartemu przymierzu, a jej podstawą jest wewnętrzne zobowiązanie. Bóg jest Miłością czułą i serdeczną, ale też wierną, nieustającą.
Bóg mówi do nas: „Jerozolimo, przygarnę cię!”. „Jerozolimo, zgromadzę cię!”. Kiedy słucham tych słów, przychodzą mi na myśl dwa obrazy. Pierwszy, „kobiecy”, z Ewangelii. Są to słowa Jezusa: „Jeruzalem, Jeruzalem! (…) Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście” (Łk 13, 34). Jezus objawia nam Ojca, który Jego ramionami, ramionami Syna, który stał się człowiekiem, chce objąć całą wspólnotę i każdego z nas. I drugi obraz, pewno bliższy mężczyznom. Kiedy byłem w nowicjacie, w naszym domu był taki rozklekotany, ledwo jeżdżący traktor. I jeden z nowicjuszy, znający się na rzeczy, rozebrał go dosłownie na czynniki pierwsze, uszkodzone części wymienił, wszystko naoliwił, poskładał i ciągnik służył jeszcze przez lata we wspólnocie. My dziś może kupilibyśmy nowy ciągnik, a miłość Boga jest właśnie taka, że z troską i uwagą naprawia ten stary ciągnik! Bo Bóg kocha zabytki! Wszyscy jesteśmy wpisani w Jego „rejestr zabytków”. Ratowanie upadłego zabytku jest bardzo kosztowne, a my, „zabytki” Boga, zostaliśmy wykupieni nie pieniędzmi, ale drogocenną Krwią Chrystusa! Bóg nie wymienia nas na nowy model, ale z czułą i nieustającą miłością nas reperuje, naprawia. Przygarnia nas Bóg, jak kwoka przygarnia pisklęta, i składa nas, jak mechanik składa stary rozklekotany ciągnik.
Bóg obiecuje nam: „Osadzę twoje kamienie na malachicie i fundamenty twoje na szafirach. Uczynię blanki twych murów z rubinów, bramy twoje z górskiego kryształu, a z drogich kamieni - całe obramowanie twych murów” (w. 11b-13). Ta piękna zapowiedź przemiany życia Jerozolimy zrealizowała się w życiu kobiet, które spotykamy przy pustym grobie Jezusa. Tylko św. Łukasz Ewangelista wspomniał, że towarzyszyły one Jezusowi już od Galilei. Szły za Nim, bo Jezus je przygarnął, bo je scalił, bo przemienił ich życie. Ewangelista napisał, że Jezus „uwolnił [je] od złych duchów i od słabości”. Wśród nich była Maria Magdalena „którą opuściło siedem złych duchów” i Joanna, żona Chuzy, zarządcy u Heroda (Łk 8, 1-3). Przemieniło je słowo Jezusa. Były opuszczone, porzucone, odepchnięte, a Jezus je przygarnął. Były rozbite, a Jezus je scalił, zintegrował. Były chore, a Jezus je uleczył od złych duchów, od złych myśli. Były słabe, a On je umocnił. Nie dziwi więc, że szły za Nim aż do Jerozolimy, aż na Golgotę i aż po grób, i że chłonęły każde Jego słowo. Zatrzymywały w pamięci nawet te Jego słowa, których nie rozumiały. Szły za Nim i nie pozwalały, by jakiekolwiek Jego słowo upadło na ziemię. A słowo Jezusa, pełne miłości i mocy, którego strzegły w swoich sercach, nie pozwalało, by one upadały. Słowo Jezusa codziennie stawiało je na nogi.
W nich realizuje się zapowiedź Izajasza: „wszyscy twoi synowie będą uczniami Pana, wielka będzie szczęśliwość twych dzieci”. Dziękuję dziś Bogu za wszystkie kobiety, wierne uczennice Jezusa, które prześcigają nas, mężczyzn, kapłanów, w miłości i tęsknocie za Mistrzem. Te z Ewangelii w Wielki Piątek jako ostatnie odeszły od grobu Jezusa, a zaraz po szabacie, skoro świt, jako pierwsze wstały i pobiegły, by namaścić Jego ciało. To obraz ludzkiej miłości, która jako pierwsza wstaje i jako ostatnia kładzie się spać. Z wdzięcznością pomyślmy dziś o żonach i matkach, o siostrach zakonnych, które często jako pierwsze wstają i jako ostatnie kładą się spać, bo kochają. Z wdzięcznością pomyślmy o braciach we wspólnocie, o mężach i ojcach, którzy wstają przed świtem, wcześniej niż pobożni zakonnicy na poranne modlitwy, bo kochają. To przebłyski miłości Bożej, która nigdy nie kładzie się spać. To promyki miłości Bożej, która nigdy nie ustaje. O tym mówi nam dziś Bóg przez Izajasza, że góry mogłyby się poruszyć, ale miłość Boga nigdy się od nas nie ruszy! I pagórki mogłyby się zachwiać, ale miłość Boga względem nas nigdy się nie zachwieje!
Kobietom, które pragnęły uczynić miłosierdzie względem ciała zmarłego Jezusa, ukazali się przy pustym grobie Jezusa dwaj mężowie w lśniących szatach. I powiedzieli: „Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: «Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie»”. A św. Łukasz Ewangelista dodał: „Wtedy przypomniały sobie Jego słowa” (Łk 24, 6-8). Przyznam, że chyba pierwszy raz w tych dniach dotarło do mnie, że zapowiedzi Męki i Zmartwychwstania słuchali nie tylko uczniowie Jezusa, nie tylko Dwunastu, nie tylko mężczyźni, ale że słuchały ich również inne osoby, proste kobiety, które idąc za Jezusem, usługiwały Mu z tego, co posiadały. Przy pustym grobie Duch Święty, przez usta dwóch mężów, przypomina im słowa Jezusa, które już słyszały, ale których zupełnie nie rozumiały. Bracia i siostry, drodzy współbracia, czasem przekonujemy się, że ludzie prości rozumieją Biblię szybciej niż intelektualiści. Dlaczego? Bo kochają Boga i człowieka, a Biblię zrozumie tylko ten, kto kocha. Te kobiety chciały okazać miłość ciału Zmarłego, chciały namaścić ciało Jezusa, a wtedy Duch Święty namaścił ich serce Biblią, namaścić ich serca miłością ukrytą w słowach Pisma Świętego.
Ewangelia objawia nam niebo, ale bardzo mocno jest osadzona na ziemi. Widzimy to również w reakcji Jedenastu na Dobrą Nowinę, którą przyniosły im owe kobiety: „słowa te wydały się im czczą gadaniną”. To tłumaczenie jest bardzo delikatne, bo autor jest bardziej dosadny: „słowa te wydały im się jakby brednią”. A może i my słyszymy Ewangelię i reagujemy: „brednie”. Ktoś zachęca nas do lektury Pisma Świętego, a zbywamy go: „takie tam opowiadania”. Słuchamy o przebaczeniu nie 7, ale 77 razy na dzień i wołamy: „nonsens”. Ktoś przywołuje przykazania Boże czy kościelne, a my: „to niedorzeczne”. I wreszcie ktoś, komu Ewangelia uratowała życie, staje przed nami szczęśliwy i świadczy: „Jezus żyje! On, który mnie podniósł, żyje! Trzy dni temu umarł, ale żyje!”, a my: „chyba jesteś niespełna rozumu, bredzisz!”. Papież Franciszek w czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej w Wielki Czwartek obmywa nogi również muzułmanom i hinduście, a my delikatnie mówiąc: „mamy mieszane uczucia”. I dobrze, że mamy „mieszane uczucia”, bo zasadniczo Ewangelia, ta prawdziwa Ewangelia, wyzwala „mieszane uczucia” nie tylko w tłumie, ale w każdej osobie: pociąga i ujawnia opór. Fascynujące orędzie życia i miłosierdzia spotyka się z oporem!
„Bóg dom gotuje dla opuszczonych” i - posłuchajmy psalmisty - „tylko oporni zostają na zeschłej ziemi”. Ten sam psalmista nieco później dzieli się niezwykłą nowiną: „[Boże], Ty nawet opornych wprowadzasz do swojego domu” (Ps 68, 7.19). Drodzy, to stało się w życiu Piotra i pozostałych uczniów. Opierali się, ale zostali pociągnięci przez Miłość. Bóg-Miłość zawsze daje wolność. Bóg nie łamie naszej wolności, ale jeśli z naszym oporem będziemy trwać przy Bogu, On w sposób sobie tylko wiadomy, pociągnie nas ku sobie! Siostro, ty, która jesteś porzucona i niepocieszona, pozwól się Bogu przygarnąć! Bracie, ty, który jesteś opuszczony i zgnębiony, pozwól się Bogu poskładać! Bądź naprawdę uczennicą czy uczniem Jezusa! Buduj życie na drogocennym fundamencie słowa Bożego! Kochaj, jak potrafisz, a słowo Boga niech uczyni cię promykiem miłości Bożej, która nigdy nie ustaje! Przyjmij miłosierdzie Boga i przekazuj je dalej!
Piotr Szyrszeń SDS
[homilia wygłoszona w kościele salwatorianów pw. Boskiego Zbawiciela w Krakowie]