Homilia wygłoszona przez ks. Krzysztofa Wonsa SDS w czasie Wigilii Paschalnej, 4 kwietnia 2015 r. (rok B: Rz 6, 3-11; Mk 16, 1-8), w kościele salwatorianów pw. Boskiego Zbawiciela w Krakowie, ul. św. Jacka 16.
„Uświęcająca siła tej nocy
oddala zbrodnie, z przewin obmywa,
przywraca niewinność upadłym, a radość smutnym,
rozprasza nienawiść, usposabia do zgody i ugina potęgi”
(Exultet)
Co się wydarzyło tamtej nocy, która zarumieniona brzaskiem dnia, usuwała się pokornie, by zrobić miejsce pierwszym promieniom światła wielkanocnego?
Z nocy, w świetle wschodzącego słońca, wynurzył ogromny kamień odsunięty od grobu. Był jak wielka otwarta brama. Odsłonił się pusty grób, otwarty na oścież. Każdy mógł do niego wejść. Pierwsze weszły kobiety z dzisiejszej Ewangelii, a po nich, jak rzeka przepływająca przez sam środek grobu, przeszły rzesze wierzących – a my wśród nich. Tak jest od dwudziestu wieków po dziś dzień i tak będzie do skończenia świata. Od dwudziestu wieków trwa nowa Pascha: cudowne przejście ze śmierci grzechu do życia, ze smutku do radości, z lęku do pokoju, ze zniewoleń do wolności.
Pusty grób zaprasza do środka wszystkich. Kamienia już nie można zasunąć z powrotem. Kiedyś, po pierwszym grzechu człowieka, Anioł stanął z mieczem przed zamkniętą do raju bramą i pilnował, by nikt jej nie wyważył i nie wszedł do środka, teraz otwartego grobu pilnuje młodzieniec w białej szacie, aby nikt nikomu nie zamknął drogi do spotkania ze Zmartwychwstałym Bogiem, który szykuje wielkanocne śniadanie dla swoich dzieci.
Od pierwszych wieków Kościół, oczami wiary prostego ludu, widział w pustym grobie nie tylko zdumione pobożne kobiety. Widział w nim także nawracających się wrogów i zabójców Jezusa. Według pewnej legendy zapisanej w apokryfie „Ewangelia Gamaliela” (V-VI wiek), do pustego grobu przybiegli także Piłat i rzymski żołnierz. Po wejściu do grobu Piłat zebrał śmiertelne opaski, wziął je w objęcia, jakby jeszcze okrywały Jezusa, i z wielkiej radości wybuchnął płaczem. Zwrócił się potem do dowódcy, który na wojnie stracił jedno oko, i pomyślał: „Jestem pewien, że te opaski przywrócą światło jego oku”. Zbliżył do niego pogrzebowe opaski i powiedział: „Czujesz, bracie, zapach tych opasek? Nie jest to odór trupi, ale słodka woń królewskiej purpury…”. Dowódca wziął opaski i zaczął je całować, mówiąc: „Jestem pewien, że ciało, które okrywałyście, powstało z martwych”. W chwili, gdy dotknęła ich jego twarz, oko zostało uleczone i jak dawniej widział radosne światło słońca. Stało się tak, jakby Jezus położył na nim rękę, jak z niewidomym od urodzenia”. To tylko poruszająca legenda. Nie opowiada o faktach. Opowiada nadziei prostego ludu, że zmartwychwstanie Jezusa dotyka wszystkich, że potrafi pobudzić do płaczu Piłatów, że może przywrócić wzrok zaślepionym oprawcom. On zmartwychwstał tak samo dla pobożnych kobiet jak i dla Jego prześladowców, dla tych, którzy Go kochają i dla tych, co Go prześladują i zabijają. Na Jego pobitym, poranionym i zmartwychwstałym ciele znajdziemy ślady grzechów nas wszystkich - wszystkich bez wyjątku.
W pustym grobie czeka na nas młodzieniec w białej szacie, aby każdemu kto wejdzie do środka powiedzieć o Jezusie, że nie ma Go tu, że On powstał! Co to znaczy, że „powstał”? Jedno słowo - gr. „egeiro” - mówi wszystko: „został podniesiony”, „został ożywiony”. Przez kogo? Przez Ojca. „Ojciec – wyrażając się po ludzku – przybliżył się do Jezusa w grobie, jak zbliża się delikatnie do łóżeczka śpiącego dziecka, i ożywił Go ze snu śmierci” (R. Cantalamessa). Często wyobrażamy sobie zmartwychwstanie na sposób zbyt materialny, zewnętrzny. Widzimy Jezusa, który wychodzi z grobu z chorągwią zwycięstwa w ręku, a straże padają na ziemię. Rzeczywiste zmartwychwstanie jest wydarzeniem całkowicie wewnętrznym. Duch Święty - Duch Ojca, który mieszkał w człowieczeństwie Jezusa i nigdy nie był oddzielony od Jego duszy, na znak woli Ojca wszedł w martwe ciało Chrystusa, ożywił je i wprowadził do nowego życia. Nastąpiła wielka eksplozja światła i miłości (Benedykt XVI).
Lecz co to konkretnie oznacza dla nas, dal mnie osobiście? Wydarzenie zmartwychwstania Jezusa nie należy do przeszłości. Nie przebywa jedynie w niebie. Dotyka mnie dzisiaj, teraz, dotyka mnie przez wiarę i chrzest. Dlatego za chwilę, właśnie w Wigilię Paschalną, ponowimy wyznanie wiary i przyrzeczenia chrztu. Chrzest sprawił, że nie uczestniczymy jedynie w wydarzeniu z przeszłości. Chrzest jest śmiercią i zmartwychwstaniem, przemienieniem w nowe życie. „Wielka eksplozja zmartwychwstania dotknęła nas w chrzcie, aby nas pociągnąć (…). Zmartwychwstanie nie przeminęło, lecz dotknęło nas i porwało” (Benedykt XVI). Przypomniał nam to św. Paweł w pierwszym czytaniu. Jakby patrzył nam prosto w oczy, i wołał do nas zdumiony: Czy wierzycie, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest, zostaliśmy zanurzeni w śmierć Chrystusa? Czy wierzycie, że zostaliśmy razem z Nim pogrzebani, abyśmy wkroczyli w nowe życie, jak Chrystus ożywiony przez Ojca? (por. Rz 6, 3-4).
Każdy, kto uwierzy, zanurzy się i wykąpie w tej prawdzie, wyjdzie z pustego grobu nowy, czysty, przemieniony i zarumieniony. Wyjdzie zarumieniony, ponieważ w pustym grobie stanie przed tajemnicą wiecznej miłości: oto ubłocony w grzechu, ze zmarnotrawionym życiem, wszedłem do grobu, a On mój Pan, zamienił dla mnie grób w sadzawkę chrzcielnej wody. Mój Bóg nie odrzucił mnie, chociaż wielokrotnie przebiłem Mu serce; wykąpał mnie w śmierci i zmartwychwstaniu swego Syna. Mój Bóg, którego ciągle ranię, podniósł mnie. Delikatnie zbliżył się do mnie, śpiącego na łożu moich grzechów i ożywił mnie ze snu śmierci. Jak się nie zarumienić wobec takiej miłości? Dlatego z rumieńcem na duszy, wykąpanej w Jego miłości, wołamy w Exultecie: O felix culpa!- O szczęśliwa wino!. W tym wołaniu przekazaliśmy sobie nawzajem coś w rodzaju dreszczu zmartwychwstania (R. Cantalamessa).
Siedzimy teraz przy stole wielkanocnej uczty eucharystycznej i wołamy: „Raduj się, ziemio, opromieniona tak niezmiernym blaskiem (…) poczuj, że wolna jesteś od mroku, co świat okrywa! (…)”.
Ciągle powtarza się Pascha. Przychodzimy ubłoceni grzechem, wchodzimy do pustego grobu, którym jest sakrament pokuty, i nagle dostajemy się w obręb wzroku zmartwychwstałego Boga i zaczynamy błyszczeć skąpani światłem Jego promieni. Niektórzy się rumienią, inni wkładają maskę. „Wiara to rumieniec wywołany obecnością Boga” – pisze żydowski mistyk Abraham Heschel. Wierzyć, to także umieć zarumienić się przed Bogiem na widok Jego bezgranicznej dobroci: nie zakładać maski, ale odsłonić się przed Nim całkowicie w sakramencie pokuty i pozwolić się przeniknąć światłem Jego miłosiernej miłości.
Kobiety, idące wczesnym rankiem do grobu, zgarbione smutkiem, z traumą po Wielkim Piątku, to nasze bliźniaczki. Do złudzenia przypominają nas samych, gdy przybici lękiem lub żałobą po stracie, z ropiejącymi ranami zadanymi przez grzech, pochyleni z bólu do samej ziemi, nie widzimy horyzontu poranka wielkanocnego. Prowadzimy wtedy rozmowy podobne do rozmów obolałych kobiet: rozmawiamy o wielkim kamieniu, który ciąży nam na duszy i zagradza drogę do pustego grobu, pijemy nasze gorzkie łzy, które nie pozwalają przeczuć unoszącego się nad nami zapachu paschalnego święta. Kamień już dawno jest odsunięty od grobu, radość paschalna daje się słyszeć w śpiewie porannych ptaków, lecz nasze cierpienie, które zalega jak kamień na duszy, sprawia, że chorują nasze uszy i oczy: nie słyszymy orędzia wielkanocnego i nie widzimy Jezusa Zmartwychwstałego.
A jednak te trzy kobiety, w których widzimy siebie, są jak trzy cnoty: wiara, nadzieja i miłość; są jak trzy siostry: dwie są duże, a trzecia jest małą dziewczynką. Idą razem naprzód trzymając się za ręce z dziewczynką nadzieją w środku. Patrząc na nie wydaje się, jakby większe siostry pociągały za sobą mniejszą, tymczasem jest właśnie odwrotnie, mniejsza siostra pociąga większe. To właśnie nadzieja pociąga wiarę i miłość. Bez nadziei wszytko stanęłoby w miejscu (Ch. Péguy). Gdyby wśród kobiet nie było nadziei nie zwlekłyby się wczesnym rankiem z łoża bólu, wiara i miłość bez nadziei nie miały by siły wyjść z domu i udać się w stronę grobu, w którym, jeszcze nie wiedziały o tym, czekało na nie życie. Nadzieja pomogła wierze i miłości odwalić kamień z duszy, który zagradzał kobietom drogę do spotkania ze Zmartwychwstałym.
Idźmy więc do pustego grobu, wytrwale i z nadzieją, jak trzy kobiety. Wracajmy do niego. Wejdźmy do środka. Czeka tam na nas młodzieniec. Zdejmie z nas brudne szaty grzechu i nasze maski i wykąpie w świetle miłości Chrystusa zmartwychwstałego. A potem ubierze nas w białą szatę - tę samą, którą każdy otrzymał w dniu chrztu świętego. A my, zarumienimy się skąpani w świetle darmowej miłości Boga i pomodlimy się wielkanocnie:
„Boże mój zmartwychwstałem i jestem znów z Tobą!
Spałem i odpoczywałem jak umarły w nocy (…).
Powstałem i obudziłem się,
stoję i zaczynam z dniem, który się zaczyna! (…)
Moje serce jest wolne, a moje usta są czyste,
Ciało i dusza poszczą.
Jestem oczyszczony z moich grzechów,
Które wyznałem po kolei.
Pierścień ślubny jest na moim palcu i moja twarz
Jest obmyta.
Jestem jak niewinna istota w łasce,
Której Ty mi udzieliłeś” (P. Claudel).
Krzysztof Wons SDS
[homilia wygłoszona w kościele salwatorianów
pw. Boskiego Zbawiciela w Krakowie]